Decydując się do ponownego podjęcia rękawicy na Mazurach byłem świadom ryzyka. Niepewna pogoda, wąskie możliwości sterowania terminem startu i generalnie chłodna woda jak na tak długi pływanie. Mówiąc w skrócie wiedziałem, że przyjdzie jednocześnie stoczyć walkę z 170 kilometrami i Mazurami. Może więc sobie zadać pytanie:
Dlaczego Mazury?
Mają one w sobie coś tak niesamowitego, że ciągnę w ich stronę jak ćma do światła. Na początku tegorocznych przygotowań zadałem sobie proste pytanie: „Czy jeśli trafię na warunki takie jak w 2019 roku to czy dopłynę do mety?” Tak, dopłynę. Jestem na to gotowy.
Do startu został tydzień. Woda na Mazurach 21-23°C. Musimy podjąć decyzję.
Ruszamy 16.08.2021!
Im bliżej startu tym gorzej to wygląda. W poniedziałek po południu mogą pojawić się burze. Musimy zrobić wszystko, żeby jak najszybciej znaleźć się za Niegocinem (35 km trasy). Tam mamy szansę przetrwać gorszą pogodę.
Wchodzę do wody o 5 rano. Przy brzegu 18,9°C, zimno. Pierwsze 200 metrów to spacer w wodzie po kolana. Ostatnie 3 głębokie wdechy i ruszam. Już na pierwszym kilometrze pojawia się fala. Najczęściej prosto w twarz, czasem lekko z lewej. Trudno, bierzemy to na klatę.
Pierwsze wysp na jeziorze Mamry. Chwila spokoju od fal w ukryciu za brzegiem. Pełen nadziei, że po opłynięciu wysepek będzie lepiej ruszam dalej.
Jest gorzej, fala się wzmaga, nawet małe jezioro Kirsajty faluje. Pierwszy cel według planu to pojawić się kwadrans po 13stej przy moście obrotowym w Giżycku. Pomimo dużo mocniejszego płynięcia(niż w planie) cel ten zaczyna być coraz mniej osiągalny. Pocieszam się myślą „przynajmniej w kanale Łuczańskim nie będzie fali”. Rzeczywiście fali nie było, ale całe 2 kilometry czułem się jak w rzece pod prąd.
24 kilometr, 2 godziny opóźnienia względem planu, a ja po rękach czuję, że to nie było spokojne i luźne płynięcie.
Wyjście z kanału na Niegocin szybko oderwało mnie od myśli. Co tu się dzieje! Jakaś masakra! Zimno, duża fala z każdego kierunku odbijająca się od brzegów. Trzymam się motywacji – 10 kilometrów do kanału Kula, potem już musi być spokojniej.
Wpływamy do kanału Kula i… Jest! Ciepła woda. Wracam do gry. Pierwsza noc zapowiada się bardzo dobrze. I taka w rzeczywistości była. Z powodu awarii houseboat’a całe zaplecze logistyczne musiało przejść w awaryjny tryb pracy. Z tego właśnie powodu brakuje nocnych relacji i wpisów. Dla mnie jako pływaka nie miało to aż tak dużego znaczenia. Dużo bardziej ucierpieli kajakarze, którzy spodziewali się 2 godzinnej zmiany, a zostali przy mnie na ponad 11 godzin. Opóźnienie względem planu ciągle się utrzymywało, ale przestało się powiększać, a ja z kolei czułem się coraz lepiej.
Jezioro Tałty i Mikołajskie miały służyć jako miejsce odpoczynku przed wypłynięciem na Śniardwy. Za Mikołajkami, pojawił się pierwszy poważny kryzys. Zacząłem bez przerwy wymiotować i walczyć z refluksem. Kosztowało nas to dodatkową godzinę opóźnienia, ale problem udało się zminimalizować. Ruszamy dalej. Wpływając na Śniardwy przywitał nas zachodni wiatr, który z czasem przekształcił się w południowy. To co o wiele ciężej jest wytłumaczyć to jak zachowywały się prądy. Do ich tematu za chwilę wrócę, a na tu i teraz pozostańmy przy informacji, że robiąc wszystko co mogę i tak bardzo mocno przez nie zwolniłem. Do wyspy Czarci Ostrów niewiele nam zostało, potem skręcamy w “lewo” i będziemy płynąć z bardzo silną falą (było aż widać jak się ona kładzie i szybko niesie do przodu). Nareszcie coś nadrobimy!
Tutaj na chwilę muszę przerwać ten opis i jedną rzecz dużo dokładniej wytłumaczyć. Nigdy w swojej 9 letniej karierze pływackiej nie spotkałem się z prądem na jeziorze (nie mylić z falą), którego dobry pływak nie jest wstanie pokonać. Tak, wtorek 17.08.2021 był dniem, w którym nie dało się płynąć pod prąd na jeziorze Śniardwy.
Perspektywy kajakarzy
Fala niesie kajak w kierunku północno-wschodni i płynie on praktycznie sam.
Z perspektywy pływaka
Płynąc przez liczne wypłycenia widzę dno (max 2m głębokości) i pęd drobinek w wodzie w kierunku dokładnie odwrotnym do kierunku fali (choć kierunek ten co chwilę się zmieniał z uwagi na ukształtowanie dna). Pęd na tyle silny, że miejscami nie byłem wstanie się przebić choćby kilku metrów do przodu (pomimo fali, która mnie pchała)! W takiej sytuacji zmieniałem swój kurs płynięcia o 45° lewo/prawo, by ominąć wypłycenie i spróbować obok przebić się kolejne metry do przodu. Jeżeli zatrzymywałem się na minutę (żeby coś zjeść), to kajak poruszał się w stronę północną, a pływak cofał się kilkadziesiąt metrów w tył trasy.
Tak właśnie wyglądało ostatnich kilka godzin na Śniardwy. Na tracku tego nie zobaczycie (spot znajdował się na kajaku), który czekał w miejscu gdy pływak zygzakował lewo prawo, żeby zdobyć dodatkowych kilka metrów.
To nie są warunki, w których można przepłynąć 170 kilometrów. Mieliśmy przepłynięte niecałe 75 kilometrów, a po ostatnich kilku godzinach walki na Śniardwy byłem doszczętnie zmęczony. W wodzie znajdowałem się już ponad 35 godzin. Według planu powinniśmy być już za połową trasy i gdyby tego dnia pogoda była spokojniejsza to rzeczywiście tam byśmy byli. Nie możliwym jest przepłynąć 170 kilometrów w ~72 godziny, jeśli do połowy trasy tym tempem dopłyniemy koło 45-50 godziny (a zafalowanie i prądy ciągle się wzmagały).
To był koniec. Do tego momentu walczyłem z całych sił. Nie bawiłem się w oszczędzanie sił na potem. Oddałem wyższość przyrodzie. Stoczyłem z nią zdecydowanie najcięższą walkę w życiu. Czy mogłem popłynąć trochę dalej: do wyniku sprzed dwóch lat 77,5 km?, do Okartowa 86 km?, wrócić do Mikołajek 110 km? Przypuszczalnie tak, ale o płynięciu dalej mowy być nie mogło. Wiązałoby się to na pewno z poważną dewastacją organizmu, a być może przepłynięcie nawet tych brakujących kilku kilometrów nie byłoby możliwe. Nie widzę w tym sensu, jeśli cel (przepłynięcie 170 kilometrów) na 100% był już poza zasięgiem.
Koniec. Wychodzę z wody. Wściekły na niesprawiedliwość z jaką przyszło mi się zmierzyć.
+ Pierwsze 22 kilometry do Giżycka pod falę.
+ 2km kanałem Łuczańskim pod silny prąd.
+ 2km kanałem Łuczańskim pod silny prąd.
+ Kolejne 11 znów pod falę.
+ Noc w dobrym tempie i złapanie odrobiny tchu.
+/- Kryzys z żołądkiem między Mikołajkami a Śniardwy. (zmarnowana godzina).
+ Bardzo ciężkie 7 kilometrów walki na Śniardwy do Czarci Ostrów.
+ Ostatnie godziny zmagań walczyłem ile tylko miałem sił.
x Ironia tego sportu polega na tym, że to nie ma znaczenia. Liczy się dystans. Takie są zasady.
Uwag kilka:
- Ostatnie godziny i kilometry na tracku nie oddają rzeczywistego kursu i tempa w wodzie. Mój rzeczywisty kurs przypominałby kolorowankę 3 letniego dziecka. Czasem w lewo, czasem w prawo, trochę do przodu, trochę w tył i to wszystko na obszarze 1km kw.
- Z powodów bezpieczeństwa na wodzie, gdy warunki na wodzie zaczynały się robić bardzo złe nie robiliśmy zdjęć / nagrywaliśmy relacji. To co udało nam się uchwycić na filmie z ostatnich godzin postaramy się złożyć i udostępnić w filmie z przeprawy.
- Z jednej strony jestem wściekły na pecha (tak, ta pogoda to był pech. Było znacznie gorzej niż wskazywała na to prognoza pogody.) Z drugiej jednak pierwszy raz w życiu czuję, że byłem prawidłowo przygotowany na tak długie pływanie. Obecnie nic mi nie jest, czuję się dobrze. O poważniejszych kontuzjach czy rehabilitacji nie ma mowy.
- Podejmuję rękawicę jeszcze raz. Gdzie, kiedy i w jakiej formie zobaczymy za jakiś czas. Dwie rzeczy są pewne:
- Tak, przepłynę w życiu ponad 170 kilometrów.
- Tak, przepłynę całe Mazury zaczynając na Mamry, a kończąc w Okartowie.
Pora przemyśleć dalsze działanie. Jestem gotowy przygotować się jeszcze lepiej, by znów zmierzyć się z przepłynięciem 170 kilometrów!
Proponowane wpisy:
NightSwim OpenWater (galeria 2019-2022)
GALERIA 2019 (1 EDYCJA) GALERIA 2020 (2 [...]
Wpław Po Rekord 2021
Decydując się do ponownego podjęcia rękawicy na Mazurach byłem [...]
48H SWIM – z perspektywy czasu.
W trakcie przygotowań prowadziłem bardzo długie poszukiwania podobnego wpisu, [...]
Wpław Po Rekord 2019
Kilka dni wahałem się czy upubliczniać niektóre aspekty “Wpław [...]